Strona główna  |  Elektronika  |  Astronomia  |  Podróże O mnie

 
     
       
     
 

Część IV - Powrót na wschodnie wybrzeże

Czyli jak przemierzyłem z powrotem te kilka tysięcy kilometrów i jak znalazłem się na pewnym dachu w Calgary...
a część kończy się spotkaniem z rodziną w Ithaca, NY











 
 
     
     
  Dzień 48 - 13 sierpnia - niedziela

Czas opuścić Alaskę...
Poranna Msza Święta i jestem gotowy do drogi.
Stoję sobie spokojnie na poboczu Alaska Highway i maluję tabliczkę 'Canada'. Jakiś czas temu 'zdobyłem' kilka kredek świecowych, tak więc moje tabliczki zyskują nową jakość - no i oszczędzam marker :)
Nie zdążyłem nawet skończyć mojego malarskiego dzieła, a tu zatrzymuje się samochód, z którego niespodziewanie wyskakuje Mike! Największy amerykański stan i już drugi raz los połączył nasze drogi :)
Łapiemy więc razem, gdyż kierowca, z którym Mike przyjechał, akurat kończył trasę. Po godzinie, czyli dość długim czasie jak na alaskańskie warunki, zatrzymuje się Ammy, niebieskowłosa dziewczyna, może ze trzy lata starsza od nas. Wszystko wskazuje na to, że będzie to baaardzo długi stop. Ammy jedzie bowiem do Stanów, jak to mówią mieszkańcy Alaski, do 'Lower 48'. Dokładnie do Seattle, gdzie zamierza zacząć studia.
Około szóstej rano, po wielu godzinach nieprzerwanej jazdy, zostawiamy Mike'a na skrzyżowaniu Alaska i Cassier HWY. Ammy jedzie bowiem prosto na południe, Mike zaś  chce odwiedzić przyjaciela w Fort St. Johns.
 
     
  Dzień 49 - 14 sierpnia - poniedziałek

Muszę przyznać, że jestem trochę zaniepokojony tym stopem. Ammy jedzie bez najmniejszej przerwy już od swojego rodzinnego Kodiaku, kilkaset kilometrów przed Tok.
Dopiero po mniej więcej sto pięćdziesiątym kilometrze  Cassier HWY patrząc od północy, udaje mi się ją namówić na kilkugodzinny odpoczynek. Zjeżdżamy kilkanaście metrów do lasu, a ja, posiliwszy się pseudo rosołem, rozbijam namiot obok Hondy Ammy i zapadam w sen...
Po południu kontynuujemy zjazd na południe. W sumie nic nowego, jechałem przecież tą samą drogą z Czechem. Może tylko trochę ładniejsza pogoda, bo nie pada, a i parę czarnych niedźwiedzi pojawia się na drodze.
Koło dziesiątej wieczorem, po zapadnięciu zmroku, zjeżdżamy na jakieś składowisko żużlu i znowu śpimy...
 
     
  Dzień 50 - 15 sierpnia - wtorek

Oj, ciężka to noc była... Albo za bardzo przyzwyczaiłem się do ciszy leśnego namiotowania, przerywanej tylko przez nawoływania zwierząt.
Tutaj, jedyne co słyszę w nocy, i słyszę często, to przejeżdżające ciężarówki, a nad ranem spychacze i inne takie przejeżdżające na nasze składowisko...
Zbieramy się więc szybko i jedziemy dalej, na wschód, w kierunku Prince George. Mały przystanek w Smithers, małym uroczym miasteczku, w którym mógłbym nawet zamieszkać... i jedziemy dalej. Po drodze zabieramy na stopa jednego Indianina jadącego do pracy, a potem jeszcze jednego, tym razem indiańskiego chłopca. Indianie mają ciężkie życie jeśli chodzi o skuteczność stopowania; zabrany przez nas chłopak czekał pięć godzin!
Rozstaję się z Ammy w Cache Creek, gdzie odbija moja droga na wschód. Rozbijam się na noc dwa kilometry za miasteczkiem...
 
     
  Dzień 52 - 17 sierpnia - czwartek

Dopiero dziś wieczorem dotarłem do Calgary...
Wczoraj z rana, wygrzawszy się w porannym słońcu, skierowałem się spowrotem ku drodze numer dziewięćdziesiąt siedem, niedaleko której spałem sobie na czyimś polu pod lasem.
W nocy budził mnie parę razy jakiś zwierzak przemykający koło namiotu tak, że raz nawet wyjrzałem na zewnatrz i zapaliłem czołówkę, aby zobaczyć co to takiego. Zobaczyłem tylko odblask dwóch oczu i zwierzak uciekł. Pewnie lis jakiś lub inne małe coś...
Do Kamloops stopem o poranku zabrała mnie młoda dziewczyna, Tiffany. Potem kilkoma skokami wydostałem się z tego całkiem dużego miasta i wylądowałem w ogródku u Jima, który zaprosił mnie na lunch. Wracam na drogę bogatszy o dwadzieścia dolarów... To już kolejny raz, kiedy dostałem zapomogę :)
Kolejne dwie godziny spędziłem na drodze, bzskutecznie starajac się coś złapać i idąc kilka kilometrów w pełnym słońcu w poszukiwaniu lepszego miejsca. Miejsca nie znalazłem, a że słońce wykończyło mnie totalnie, stanąłem sobie po prostu przy drodze. Żadnego pobocza, tylko zakręty i zakręty; do tego co chwilę rozpędzone ciężarówki... Słowem, paskudnie. W końcu wpadłem na pomysłnarysowania tabliczki z napisem "BETTER SPOT" i na nią to zatrzymałem drugi samochód prowadzony przez parę indiańskich staruszków. Dotarłem z nimi do Salmon Arm, skąd zabrał mnie Kayo, młody chłopak opowiadający cały czas o Jezusie.
Noc spędziłem na polu namiotowym w Sicamous - oczywiście za darmo.
Z rana ruszyłem dalej na wschód i późnym popołudniem dotarłem do Calgary. David, młody bogaty biznesmen związany z kopalnią złota, wysadził mnie w śródmieściu. Zadzwoniłem do Berta poznanego w Kananaskis, czy czasem nie miałby ochoty przenocować strudzonego podróżnika, ale odebrała jego córka i poinformowała mnie, że rodzice wracają późno wieczorem z jakiejś kolacji. Mając kilka godzin do ich powrotu, kiedy to zadzwonię po raz drugi, pętam się po mieście. Rzuciło mi się w oczy centrum kombatantów polskich, tak więc przystąpiłem radośnie do drzwi, mając na myśli miejsce do spania u rodaków. Niestety wszystko pozamykane.
Jakiś czas póżniej spocząłem sobie na ławce pod niepozornym sklepem z cichami podśpiewując piosenkę "I just don't know what to do with myself". No i tak sobie siedzę, zastanawiając się co by tu ze soba począć, gdy ze sklepu wychodzi Chelsea, młoda dziewczyna pracująca tu za ladą. Gadka szmatka, i koniec w końcu zaprosiła mnie do siebie. Niesamowita jest ta kanadyjska gościnność :)
Chelsea mieszka ze swoim chłopakiem Carlem i jeszcze jednym współlokatorem na całkiem łanym osiedlu w północno-wschodnim kwadracie miasta.
 
     
  Dzień 53 - 18 sierpnia - piątek

Ok troche
 
     
  Dzień 54 - 19 sierpnia - sobota

Ok troche
 
     
  Dzień 55 - 20 sierpnia - niedziela

Ok troche
 
     
  Dzień 57 - 22 sierpnia - wtorek

Ok troche
 
     
  Dzień 58 - 23 sierpnia - środa

Ok troche
 
     
  Dzień 62 - 27 sierpnia - niedziela

tbd - jestem u jonathana
 
     
  Dzień 64 - 29 sierpnia - wtorek

tbd - jade do ottawy i loguje sie u hosta
 
     
  Dzień 65 - 30 sierpnia - środa

tbd - zwiedzam rano ottawe, jade do granicy i staruszkowie zapraszaja mnie do domku nad rzeka
 
     
  Dzień 68 - 2 września - sobota

tbd - Mt. Marcy - opisac jak sie tu znalazlem, jak w czwartek zatrzymal sie jerry itd...
 
     
  Dzień 69 - 3 września - niedziela

tbd - spotykam sie z Kasia w Ithace
 
     
  Dzień 70 - 4 września - poniedziałek

tbd - wykladna cornelu, przyjezdza andrzej i jola i zabieraja mnie do voorhees pozno wieczorem
 
     
     
   
     
     
 

ostatnia aktualizacja: 20 grudnia 2006

 
     
  Strona główna  |  Elektronika  |  Astronomia  |  Podróże O mnie