Grossglockner

Zdobycie najwyższego szczytu Austrii.

tekst niebieski: Agnieszka

tekst czarny: Marek


Mijamy miasteczka w alpejskich dolinach. Cmentarz w Kals. Tablice upamiętniają osoby, które zginęły na Grossglocknerze.

Po powrocie z Peru w maju obiecywałam sobie, że nie pójdę już w żadne wysokie góry. To zawsze ciężka harówka i trudno to nazwać wakacjami! Nie wiem, skąd przyszła myśl, gdy na początku lipca wracałam samochodem z pracy, aby spróbować zarezerwować nocleg w schronisku alpejskim Erzherzog Johann Hütte 3454 m n.p.m., co wiązałoby się z próbą wejścia na najwyższy szczyt Austrii Grossglockner. Gdy odpisali, że mają dla nas miejsce, nie było już odwrotu!!

Grossglockner (3798 m n.p.m.) leży na terenie Wysokich Taurów. Jest górą techniczną (wspinaczka skalna II w skali UIAA). Choć nie jest bardzo trudna przy ładnej pogodzie, nie można jej lekceważyć. Na lokalnym cmentarzu w miasteczku pod górą są tablice upamiętniające osoby, które na niej zginęły, a co roku dopisywane są kolejne nazwiska...

Wejście na Grossglockner to jednak nie tylko walka z trudnościami technicznymi. Zagrożeniem są też lodowce, częste załamania pogody, a wysokość potrafi dać się we znaki osobom bez aklimatyzacji. Zasadniczo wspinaczka na Grossglockner trwa dwa dni. W pierwszy idzie się do któregoś ze schronisk (my wybraliśmy Erzherzog Johann Hütte), drugi to atak szczytowy i zejście.

Stary domek w dolinie.
Nasz nocleg.

Na parking pod Grossglocknerem ok.1950 m n.p.m. przyjechaliśmy w czwartek wieczorem, by noc spędzić w aucie, wstać o piątej rano w piątek i około szóstej ruszyć w góry. Pogoda była idealna, słonecznie i bezwietrznie. Wokół dużo świstaków i stado koziorożców alpejskich. Mimo ciężkiego plecaka szło się całkiem dobrze aż do lodowca 2900 m n.p.m. Brodzenie w lodzie między szczelinami nigdy nie jest przyjemne. Na szczęście lodowiec był krótki, choć dość stromy, ale to nie on był najgorszy. Za nim zaczęła się wspinaczka w ścianie via ferrata, która prowadziła aż do schroniska Johann Hütte.

Stado koziorożców alpejskich.
...i śniadanie wśród koziorożców.
Dochodzimy do lodowca.
Czas na raki.
Moja Piękna.
Pniemy się do góry.
Związywanie się liną na lodowcu po austriacku. Zwróćcie uwagę na długość liny między nimi.
Zaraz zaczynamy skalną wspinaczkę do schroniska.
Jesteśmy pod schroniskiem.
Idziemy sprawdzić jutrzejszą trasę.

To schronisko jest najwyżej położonym w Austrii, nie ma dostępu do wody, ale można zamówić posiłek. Na noclegu poznaliśmy Ewa i Piotra z Nowego Targu. Miło spędziliśmy resztę dnia razem i spaliśmy w jednym pokoju. Rano postanowiliśmy wspolnie zrobić atak szczytowy. W nocy była burza, budynek aż zadrżał od uderzenia pioruna, a gdy o 4:30 zadzwonił budzik, za oknem zobaczyłam świeży śnieg... No ładnie! Nie tak miało być!

Nasz pokój - Lager III
Poranek. Wszystkie ekipy ruszają w górę.
Piękna gra świateł i cieni.

O piątej zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się w cały sprzęt: raki, czekany, lonże, liny itp. Dołączył też do nas Czech Metody, którego kolega zaniemógł z powodu choroby wysokościowej. I w takim pięcioosobowym składzie ruszyliśmy na drugi lodowiec. Lód kończył się na wysokości 3600mnpm i zaczęły się skały. Na dzień dobry przywitała nas około 15-metrowa oblodzona skała, a to był dopiero początek... Po przejściu tej ściany przyszło lekkie zawahanie, bo przecież tam wyżej nie będzie wcale lżej. Ale weszłam w tryb zadaniowy. Nie skupiałam się na strachu, a na zadaniu, które mam do wykonania i rozwiązywaniu problemów. Jak postawić dobrze stopę, gdzie zrobić chwyt ręką, wszystko było pod śniegiem i każdy ruch musiał być pewny, bo góry nie wybaczają pomyłek!!! Przy pierwszej skale rozdzieliliśmy się z resztą zespołu. Związaliśmy się we dwoje liną i stosowaliśmy asekurację lotną. I tak pieliśmy się w górę po oblodzonych skałach.

Ekipa przed nami idzie w skały.
Gdzieś w skale.
Na grani.
Kleinglockner.
Na szczycie - 3798 m n.p.m.
Doszła ekipa z drugiej liny.

Były trudne i straszne momenty, jak to w zimowych warunkach, ale udało się zdobyć szczyt!! Gdy zobaczyłam na nim krzyż wcale nie cieszyłam się tak bardzo, bo wiedziałam, że jeszcze musimy bezpiecznie zejść. Na szczycie trochę posiedzielismy, doszła trójka naszych towarzyszy i mogliśmy zrobić wspólne zdjęcie. Zejście na szczęście nie okazało się takie tragiczne, choć miałam już przemoczone ubrania, buty, a rękawiczki wykręcałam od czasu do czasu z wody. O 11-tej byliśmy już w schronisku z powrotem. Pożegnaliśmy się z Ewą i Piotrem i po 40 minutach ruszyliśmy w dół przez ferratę i lodowiec. Tym razem towarzyszył nam Adrian, którego poznaliśmy, schodząc ze szczytu. Adrian w tym czasie wchodził od samego dołu sam bez asekuracji i jeszcze zdążył nas dogonić na ferracie za schroniskiem. Szacun! Miał mały wypadek, ześlizgnął się i prawie zginął, ale udało mu się wyhamować. Ufff.... 🙏 Adrian pochwalił mnie, że jestem dzielny kozak!! To bardzo dobry człowiek! Długo rozmawialiśmy. Po zejściu z gór zaprosił nas na pizzę i na nocleg do swojego pięknego mieszkania! Ciepły prysznic po 2 dniach tyrania był na wagę złota! My to mamy szczęście do dobrych ludzi! I tak nieoczekiwanie zakończyliśmy pobyt w Alpach. 😁
Daję Wam słowo, że nigdy wcześniej nie byłam w tak trudnych warunkach górskich! Jeden błąd mógł kosztować życie... Było potwornie zimno cały czas i ten niespodziewany śnieg na skałach. Absolutnie nie liczyłam na zdobycie szczytu, nie byłam w żadnym stopniu zdeterminowana, ale cieszę się, że się udało to zrobić bezpiecznie! Marek jesteś najlepszym górskim (i nie tylko) partnerem ever!

Przełęcz Glocknerscharte.
Szczelina lodowcowa.

Dziękuję za wspólny czas wszystkim uczestnikom akcji szczytowej, a przede wszystkim mojej najukochańszej i najwspanialszej Żonie i górskiej partnerce - Agniesi. 

A dla tych, którzy dotrwali do końca, bonusowy link do krótkiego filmiku z wycieczki:

https://youtu.be/iMlEVw93GhI

Jeśli uważasz, że nasze relacje są interesujące lub wniosły coś do Twojego życia, to postaw nam proszę wirtualną "małą czarną".

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Dodaj Komentarz

1000
Wspomagane przez commentics

Komentarze (0)

Brak komentarzy, bądź pierwszy!


KONIEC